Pierwszy raz przez dużą Pętlę Wiechlicką
Zapowiadał się ciekawy dzień. Wraz z resztą uczestników wydarzenia zebraliśmy się tego mglistego, trochę zimnego poranka pod pięknym pałacem w Wiechlicach,aby pokonać trasę dużej Pętli Wiechlickiej.
Na początku szliśmy trasą małej Pętli Wiechlickiej, którą pokonaliśmy tydzień wcześniej. Minęliśmy dwa kamienne drogowskazy na skrzyżowaniu dróg powiatowych w Wiechlicach i udaliśmy się w kierunku góry wiechlickiej. Kiedy minęliśmy ostanie zabudowania i rozpoczęliśmy wspinaczkę na górę, naszym oczom ukazał się piękny widok. Otaczały nas złoto-brązowe drzewa przykryte poranną mgła, a nasze płuca zaczął wypełniać piękny zapach lasu.
Po pewnym czasie odbiliśmy w bok, aby obejrzeć dawny niemiecki cmentarz, znajdujący się obok kaplicy Neumannów - dawnych właścicieli Wiechlic. Cmentarz został niestety bardzo zniszczony, ale i tak pozostało tam wiele nagrobków i duży kamienny krzyż. Wszystko poukładane jest w paru stertach na terenie dawnego cmentarza, który obejmował spory kawałek ziemi, o czym świadczą pozostałości ogrodzenia.
Gdy skończyliśmy zwiedzać cmentarz, powróciliśmy na szlak. Szliśmy dawnym traktem prowadzącym od Szprotawy do Głogowa, o czym świadczyły mijane przez nas kamienne drogowskazy. Po pewnym czasie zeszliśmy z naszej trasy i przez wąwóz dotarliśmy do pięknego miejsca. Znaleźliśmy się w niedużej dolinie, gdzie spod ziemi wypływało na powierzchnie małe źródło, znajdujące później swoje ujście w Szprocie. Dookoła źródła rosły buki i inne piękne drzewa oraz wiele ciekawych roślin. Miejsce naprawdę cudowne.
Po jakimś czasie dotarliśmy do elektrowni wodnej wybudowanej na Szprocie. Tam zrobiliśmy krótki odpoczynek na wypicie ciepłej herbaty i przegryzienie czegoś. Kiedy tak odpoczywaliśmy, na niebie pojawiło się słońce i robiło się coraz cieplej.
Na naszą główną trasę dostaliśmy się przechodząc kolejnym wąwozem. Po przebyciu sporego odcinka naszej trasy doszliśmy do Cieciszowa. Po drodze minęliśmy niezwykły stary cmentarz. Miejsce jak z filmów o Indianie Jones’ie. Mnóstwo nagrobków i małych grobowców pokrytych mchem i bluszczem, które pokrywają ziemię i często zwisają z drzew tworząc ściany liści. Wszystko to buduje świetną atmosferę.
Wchodząc do Cieciszowa mogliśmy podziwiać obsypaną złotymi kolorami górę, z której właśnie zeszliśmy. Widok naprawdę warty zobaczenia. Mijając ostatni dom we wsi weszliśmy na drogę zwaną kiedyś "aleją lip". Po drodze obejrzeliśmy kamień powiązany z rodziną von Kessel. Nie wiadomo do końca, co upamiętnia kamień, ponieważ ktoś urządził sobie z niego strzelnicę i nieźle go zniszczył. Zatrzymaliśmy się również przy kamieniu granicznym z roku 1835, którego zdjęcie znajduje się na okładce książki „Wędrówki po Puszczy Wiechlickiej” autorstwa M. Boryny i H. Janowicza, którą polecam. Lektura ta jest bardzo ciekawa i odkrywa wiele ciekawych tajemnic, jakie skrywają te tereny.
Obejrzawszy kamienie weszliśmy na odcinek trasy, który kiedyś nosił nazwę "aleja świerków". Drogą tą dotarliśmy do pomnika upamiętniającego bitwę pomiędzy wojskami francuskimi a rosyjskimi.
Po drodze obejrzeliśmy również pomnik Konstantyna von Neumanna, na którym parę lat temu zawieszona została czaszka dzika i przetrwała tam do dziś.
Dzień powoli się kończył, tak więc ruszyliśmy w drogę powrotną, która wiodła pomiędzy "lisimi górami", czyli wydmami powstałymi tu dawno temu. Po dłuższej chwili zmęczeni, ale szczęśliwi dotarliśmy na dawny pas startowy, gdzie przy świetle zachodzącego słońca powitała nas cywilizacja, akurat z motolotnią. Po przejściu ostatnich paruset metrów dotarliśmy do mety, czyli pałacu, gdzie rano rozpoczęliśmy swoją przygodę. Tam pożegnaliśmy się i uśmiechnięci rozeszliśmy się do domów myśląc o następnej wyprawie.
Remigiusz Piliński
Przewodnik po małej Pętli Wiechlickiej
Uczestnik szkolenia przewodników po Puszczy Wiechlickiej