top of page

Święty przekaz szprotawskiego mnicha

zakodowany w kamiennej płycie

 

Berthold de Wyrbna Szprotawa

Kamienne bloki z tajemniczymi historycznymi inskrypcjami

i zaszyfrowanymi przekazami

dla potomnych to nie tylko domena starożytnego Egiptu czy Mezopotamii. Na niezwykle cenne i słabo poznane zabytki tego typu natkniemy się również i w Polsce. Jednym z nich jest tak zwane „Epitafium ze Szprotawy”

z 1316 roku.

To ciężki blok w kształcie prostopadłościanu wycięty z piaskowca. Osadzono go w samym narożniku wieży wczesnogotyckiej fary, wyżej jak inne. Co prawda miejscowy badacz dr Felix Matuszkiewicz wskazywał niegdyś na wyjątkowość kamiennej płyty, a także konserwator zabytków Śląska i Prus Hans Lutsch, jednakże nauka nie zwróciła nań szczególnej uwagi. A powinna.

 

Wedle Lutscha to najstarsza znana płyta epitafijna na Śląsku. Natomiast zdaniem Hieronima Szczegóły to jeden z najstarszych zabytków sztuki tego typu w Polsce. Ale na tym nie koniec. Oprócz czytelnych i zrozumiałych inskrypcji, zawiera ponadto nie do końca rozpoznane i zinterpretowane znaki, symbole i gesty oraz  detale artystyczne niezwiązane ze Śląskiem.

 

Na obramieniu lica wyryto gotycką majuskułą napis w język łacińskim: „BERTHOLD D…A/ ANNO DOMINI MCCCXVI/ OBIIT/ BARNABE”. Oficjalne tłumaczenie inskrypcji brzmi: „Bartłomiej d..a zmarł roku pańskiego 1316/ Barnaba”. Matuszkiewicz przypuszcza, że brakujące litery to najpewniej „…e wyrbn…”, co dałoby nam „de Wyrbna”.

 

Głównym tematem przedstawienia jest niewątpliwie postać duchownego z całą serią symbolicznych wyrażeń, których znaczenie znają tylko wtajemniczeni. Uśmiechnięty mężczyzna z tonsurą (tj. klerycko wygolonymi włosami na głowie) błogosławi otwartą dłonią,  wykonując ten gest lewą ręką, co w świetle literatury tematu jest czymś co najmniej nietypowym dla chrześcijańskich przedstawień aktu błogosławieństwa. Może to nic znaczący drobiazg, może zmarły był leworęczny, a może gest miał odnosić się do występującego dawniej wychwalania leworęczności jako cechy ludzi szczególnie obdarzonych. Istotne znaczenie może mieć także skierowanie wzroku na wschód. W prawej ręce duchowny trzyma księgę przyozdobioną w kwiat, najpewniej Pismo Święte. Zaś na księdze stoi coś, co interpretowane jest jako klepsydra. Tuż ponad głową zmarłego umieszczono gwiazdę pięcio- lub sześcioramienną, którego to detalu wcześniejsi autorzy nie uchwycili. Musimy jednak wiedzieć, że żaden ze znaków nie pojawił się na płycie przypadkowo.

 

Nie zwrócono dotąd uwagi również na inny ukryty szczegół, a mianowicie tajemniczy mały i ledwie czytelny skrót „P.O.” na styku szaty duchownego. Nad całą postacią umieszczono trójkątne przedstawienie architektonicznie i motywy florystyczne, jakże obce rodzimej sztuce.

 

Z racji wieku, osobliwego stylu i miejsca zamontowania płyta wyróżnia się spośród pozostałych. Trudno też znaleźć w regionie podobny artefakt. Do tego ta cała gama zagadkowej symboliki. Ekspresja postaci sprawia nieodparte wrażenie, jakby przedstawiony duchowny chciał coś od siebie pośmiertnie przekazać.

 

Dotychczasowe opracowania mówią jedynie, że to płyta nagrobna osoby stanu duchownego, niejakiego Bartłomieja prawdopodobnie z Wierzbna, także z Wierzbnej. Matuszkiewicz na podparcie tej teorii wskazuje na wzmiankę, że w XIV wieku dziedzicami sąsiedniej miejscowości Iława byli Henryk i Stefan de Wyrbna. I tyle. Spróbujmy jednak całościowo odszyfrować zawarty na płycie przekaz.

 

Po analizie historycznej ikonografii chrześcijańskiej można dojść do wniosku, że duchownego Bartłomieja przedstawiono nie jako zwykłego księdza, lecz nie wiedzieć czemu tak, jak zwykło uwieczniać się świętych. Domniemana klepsydra, symbol upływu czasu i przemijania, mogłaby nawiązywać w naszym przypadku do św. Hieronima ze Strydonu, jednakże pozostałe znaki sugerują kogoś innego. Zwróćmy uwagę na zamieszczoną ponad głową Bartłomieja gwiazdę (światło Kościoła), przypisaną św. Dominikowi (Domingo de Guzmán). Na dominikańskiego mnicha wskazywałby również wspomniany skrót „P.O.” – łac. Praedicatorum Ordo, w tłumaczeniu – Zakon Kaznodziejski, co odnosi się właśnie do dominikanów. Z gwiazdą, tyle że na piersi, przedstawiano także innego członka zakonu dominikanów - św. Tomasza z Akwinu. Po niedawnej renowacji płyty wydaje się, że mnich nosi znamię gwiazdy jeszcze na lewej skroni. Do tego dochodzi niezidentyfikowany znak na prawej krawędzi płyty.

 

Zakon dominikanów powstał w 1216 roku w Tuluzie przede wszystkim dla zwalczania herezji i schizmy. Co ciekawe, organizatorem trybunału inkwizycyjnego na Śląsku, wydającego też wyroki śmierci poprzez spalenie na stosie pod zarzutem herezji, był Henryk z Wierzbna (Wyrbna, też Virbna), syn kasztelana z Ryczyna i biskup wrocławski w latach 1302-1319. Zbieżność nazwisk biskupa i duchownego ze szprotawskiej płyty w jednym okresie historycznym i na terenie tej samej prowincji nie można uznać za przypadkową. Bratem biskupa Henryka był nikt inny jak Stefan, obaj wymienieni jako właściciele pobliskiej Iławy. To właśnie za zgodą tego biskupa w 1314 roku sprowadzono do Szprotawy zakon magdalenek opiekujący się tymże kościołem farnym, gdzie znajduje się bartłomiejowa płyta nagrobna. Jest wielce prawdopodobnym, że uwieczniony na płycie Bartłomiej to ich bliski krewny, który reprezentował w dystrykcie szprotawskim ich sprawy. Jakie miał zadanie do wykonania w Szprotawie, tego niestety nie wiemy. Tak samo pozostaje tajemnicą, dlaczego przedstawiono go w sposób charakterystyczny dla świętego. Jako dominikanin i krewny inkwizytora mógł zajmować się zwalczaniem herezji w rejonie Szprotawy. Za zasługi na tym polu, być może nawet męczeńską śmierć, uwieczniono go na podobiznę świętych. Na tak wytworny nagrobek w tamtych czasach nie mógł pozwolić sobie przeciętny zjadacz chleba. Jeśli Bartłomiej był krewnym biskupa wrocławskiego, a wiele na to wskazuje, to powinniśmy wiedzieć, że biskup ten był twórcą niezależnego księstwa zwanego nysko-otmuchowskim i przyjął tytuł książęcy. Bartłomiej byłby więc równocześnie członkiem rodziny książęcej. Mógłby być szprotawskim proboszczem, ale na dostępnym wykazie nie znajdujemy jego imienia. Może pomagał magdalenkom w urządzaniu się w Szprotawie.

 

A wracając do samej płyty, na uwagę zasługują także, co prawda skąpe, motywy artystyczne. Na wysokości głowy kaznodziei znajduje się tzw. wimperga, określana jako dekoracyjne wykończenie w kształcie wysokiego trójkąta charakterystyczne w architekturze gotyckiej, a interpretowane przez niektórych jako symbol Boga. Krawędź wimpergi zdobią zwinięte listki zwane fachowo żabkami lub czołgankami. Ponad i poniżej wimpergi umieszczono trójliście. Cała ta kompozycja odpowiada gotykowi katedralnemu pochodzącemu z Francji. Niemal identyczne motywy odnajdziemy na płaskorzeźbie z XIV wieku „Katarzy płonący na stosie” w muzeum sztuki Musée de Picardie we francuskim Amiens oraz podobne w słynnej katedrze w niemieckiej Kolonii.

 

Katarzy płonący na stosie. XIV w. Musée de Picardie, Amiens (Francja).

Boczne wimpergi są niemal identyczne jak na płycie Bartłomieja w Szprotawie.

Źródło: www.gnosis.art.pl

Katedra w Kolonii (źródło: http://abcwypoczynku.info).

Epitafium ze Szprotawy to obecnie niezwykle rzadki zabytek swojego rodzaju w skali co najmniej Śląska, niedoceniana perełka sztuki sepulkralnej, pamiątka dziejów i ślad działalności dominikanów. W pewnym stopniu nadal tajemnicze, ponieważ nie wiadomo do końca kim był i co tu rzeczywiście robił kaznodzieja Bartłomiej. Ale wpatrując się w jego wizerunek na płycie wiemy na pewno, że chciał, byśmy zwrócili na niego uwagę i przekaz, który moglibyśmy odczytać tak: „Przechodniu! Bądź pozdrowiony i raduj się! Oświecony mocą Ducha Pańskiego zapewniam cię, że czas zbawienia jest bliski.”

 

Klepsydra jest starym symbolem przemijania. Doskonale nadawała się do zilustrowania słynnej myśli Memento mori (Pamiętaj o śmierci!) pouczającej, aby właściwie wykorzystać swoją doczesną egzystencję. W naszym przypadku – poprzez studiowanie, przestrzeganie i głoszenie prawd zawartych w Piśmie Świętym, co akuratnie koreluje z działalnością kaznodziejską dominikanów.

 

Zarówno ze źródeł pisanych jak też na bazie prac archeologicznych wiadomym jest, że teren wokół kościoła był niegdyś cmentarzem. Osoby prominentne i duchowne, w tym miejscowe magdalenki oraz tutejszych proboszczów chowano wewnątrz kościoła pod posadzką. Powinniśmy domniemywać, że skoro jest tu płyta nagrobna kaznodziei Bartomieja, to i jego doczesne szczątki tu spoczęły ponad 700 lat temu.

 

Niedawno płyta została poddana profesjonalnej i gruntownej renowacji i konserwacji. Wtedy to dorobiono wedle domniemania brakujące litery oraz zamontowano zabezpieczający okap. Piaskowiec to materiał wrażliwy na czynniki atmosferyczne, stąd czynności ratunkowe były niezbędne. Epitafium było pęknięte i miejscami prawie już nieczytelne.

 

Jako ciekawostkę należy na koniec dodać, że wysoko ponad epitafium tkwią dobrze widoczne wbite w ścianę wieży kościoła dwa sowieckie pociski artyleryjskie z okresu II wojny światowej. Wbiły się, ale nie eksplodowały, co przez niektórych określane jest mianem cudu. Świątynia szczęśliwie ocalała.

 

Maciej Boryna, Muzeum Ziemi Szprotawskiej

Szprotawa 2017

bottom of page